Dzień 2

image

Kolejny dzień podróży. Sobota okazuje siębyć największym dniem rozrywki dla Japończyków. Swoją trase zaczynam od dzielnicy Akihabara taka mekka dla geeków. Ludzie grzecznie czekaja w kolejce przed sklepami i centrami rozrywki na otwarcie, przed nimi stoja juz przygotowana na punktualne otwacie obsluga obiektu. Nie ma tutaj zadnych przepychanek ani sciskania sie w kolejce, panuje tu wszechobecne i prawdziwe FIFO. Na zdjeciu powyzej centrum rozrywki SEGA. Za pamietnych czasow kiedy nie bylo konsol ani dobrych PCtow spedzalem godziny na salonach gier, potem wszystkie takie obiekty zbankrutowaly z powodu konkurencji. W japoni sa wiecznie zywe i ogromne. Mozliwosc zagrania z Mario na bebnach czy posciganie sie samochodami w 3d i multiplayer jest tu norma. W takim miejscu pojawiaja sie obie plcie lecz z faktycza przewaga tej silniejszej (3:1). Wiek odwiedzajacych to miejsce to rozpietosc 14-60. Mozna tutaj takze kupic swoja ulubiona figurke/bohatera co tez jest bardz popularne (i dosc drogie).

image

Zdjecia powyzej nie bede komentowal. Kto wie to wie co to jest, reszte odsylam do google i youtube. Znalazlem w ciagu godziny 4 takie miejsca, narazie nie skorzystalem, poczekam az nie bede obarczony hostem ktory nie jest geekiem :P.

image

Powyzej kawalek swiatyni Senso-ji z dzielnicy Asakusa w Tokyo. Buddyjska swiatynia o bardzo klimatycznej architekturze. Miejsce chyba obowiazkowe dla kazdego zwiedzajacego to miasto. Oczywiscie zasieglem porady buddy w pewnej sprawie niestety odpowiedz „bad luck” chyba mowi sama za siebie. Moj indyjski host wylosowal „Bad luck, unhappy, almost death” wiec mozna bylo gorzej trafic 😛 a o jego wrozbie bedzie jeszcze nizej.

image

Taaak a wyzej inny rodzaj mekki czyli apple store tokyo. Dosyc duzy dwu pietrowy sklep z produktami Macowymi. Dla japonczykow sobota jest dniem odpoczynku od samego rana ustawiaja sie w kolejkach do kazdego sklepu, sa prawdziwymi szopoholikami. Glowna ulica z MOLami zostaje zamknieta dla ruchu gdyz nie bylo by szans sie zmiescic tylko na chodnikach, nawet mimo mozliwosci korzystania z ulicy jest tloczno. Poza Apple zwiedzilem jeszcze Sony building i ich wystawe najnowszych technologii a bylo na co popatrzec.

image

A to wieczorne wyjscie do Irlandzkiego pubu i swietowanie dnia ich patrona, gdzie przy okazji odbywal sie mini event CS. Z lewej strony moj host „Ankit”, „kolezanka Miko”, „Miko”. Pub tloczny jak pks w latach 80′ w godzinach szczytu. Klimat bardzo przyjemny no i w koncu miejsce gdzie bylo troche „bialasow”. Mam spore wyrzuty a propo Ankita, jak wiadomo jego religia nie pochwala picia alkoholu, nie to zebym go zmuszal ale gietkosc jego konczyn wskoczyla na 90% po wybiciu 4-5 drinkow/piw. Biedaka trzeba bylo spakowac do metra i policzy mu przystanki i przesiadki (zyje, dotarl sprawdzone rano, ile mu to zajelo – nikt nie wie). Ja postanowilem jednak ze jak szalec to szalec wiec postanowilem wrocic i zrobic maly clubbing, po 20 min bladzenia i starania sie wyjsc z metra motywacja mimo wszystko byla wysoka… tylko gdzie ja do cholery jestem (w tym miescu chcialbym podziekowac mojej sensei Monice za cierpliwosc i za to ze jednak udalo mi sie wepchnac do glowy cos z japonskiego, dzieki kilku prostym zdania jest dosyc latwo znalezc kierunek).

image

A to kolejny pub. Ostatnie zdecie bo komorka padla. Postanowilem zostawic po sobie pamiatke w knajpce (obok Tokyo Hard Rock Cafe), deprawujac przy tym nasza narodowa walute. Wlascicielowi tak sie spadobala nasza waluta ze wykupil odemnie wszystkie banknoty jakie mialem (cos okolo 160zl) – po moim kursie :D. Mam nadzieje ze kiedys tam wroce i nadal bede „tam wisial” :). Kolejny event CS dobiegal konca wiec grupka ludzi postanowilismy zmienic lokal na polecany przez wszystkich mlodych ludzi w dzielnicy Roppongi. Jako ze nie chce wszystkiego tlumaczyc napisze to polskim skrotem:

– fanaberia
– asashi, J&T, J&T, asashi, Jasiu
– niebo
– host-hol
– gdzie jest wally
– niebo na asashi
– deprawacja
– rabarbar
– rabarbar 2nd floor
– ua ua (luzny wiesiek)
– rabarbar
– rabarbar
– whitney huston
– auto-pilot
– 8 rano – spac

Dzień 1

image

Pierwszy dzień to raczej aklimatyzacja niż czas zwiedzania. Kraj całkiem inny niż nasz, oto kilka pierwszych spostrzeżeń:
– kolej szybka dokładna i punktualna, pkp może się schować. Ilość elektroniki w wagonach spora, nagłośnienie słyszalne, przyjazdy pociagów częste. Jedynie w czym dorównuje PKP to ceną.
– miejski żul japoński nie różni się niczym od naszego rodzimego, zarost na twarzy uniemożliwia identyfikacje etniczną a standardowe wyposażenie jak wymiętolona płaszczo-kurtka i dwie reklamówki są chyba zunifikowanym uniformem tej grupy ludzi na całym świecie.
– trzeba się przyzwyczaić że średnio co 9 (własne obliczenia) osoba nosi na twarzy maseczkę, ściąga ją jedynie do posiłku. Zastanawia mnie tylko zasadność noszenia jej, czy tak bardzo chcą chronić się przed zarazkami (są bardzo wrażliwi na punkcie higieny), czy też może komuś wyskoczył pryszcz lub ma nieświerzy oddech i zakłada maseczkę. Wg mnie to bardzo wygodne, no i jakie hipsterskie ;D
– Japończycy mają fioła na punkcie gadżetów, na każdym rogu jest sklep z telefonami i tabletami, w którym zakupić można tysiące dodatków do komórek. Wszechobecne tablety czy telewizory z reklamami są wszędzie a ipadowy duch Steava Jobsa jest tu wszechobecny (co chwilę słychać tylko „…ipadu cośtam…, ipadu ni cośtam…”). I najważniejsze jest to że mój różowy aparat jest tutaj czymś normalnym :P, nie mam żadnych skrupułów przed używaniem go. I wcale nie wygladam jak osoba bawiąca się komórka, japonczycy nie wypuszczają ich z rąk.
– no i te japońskie dziewczyny… Mmmmm…..

Jest tego jeszcze sporo ale o tym jutro, bo skończą mi się szybko tematy do pisania. Mam kłopot z dostępem do sieci więc nie mogę obiecać kiedy będzie następny wpis (bynajmniej pisze na bierząco tylko uploaduje w miare hot spotu).

Podróż samolotem

image

Jeszcze 2 dni temu największe obawy związane miałem z podróżą samolotem (poprostu nigdy nie miałem tak długiej trasy). Z samego rana przed wyjazdem mile zaskoczył mnie nowy terminal wrocławskiego lotniska, dużo przestrzeni, więcej stanowisk, małe kolejki. Drogę do Frankfurtu przebyłem LOTem i jego „kultowym” ATRem. Kto nim leciał dobrze wie co to znaczy: bedzię trzęsło, będzie głośno, ciepło jak w PKP latem no i oczywiscie nie można zapomnieć o krzesełkach z niebieskiej alu-dermy, które są znane ze swojej wygody. Lotnisko we Franfurcie wielkie, za to ogarnięcie odpraw czy kontroli to juz pestka nawet przy tak duzym obiekcie. Za to lot airbusem 380 to marzenie, 11h w pełnym konforcie. Nie siedzisz przy oknie ?? Bam! okazuje sie ze kazdy ma panel dotykowy przy sobie, bam ! Widok z przedniej, bocznej, tylnej kamery samolotu. Nudzisz się?? Bam! Masz do wyboru nowosci z kina na VOD, programow telewizyjnych, seriali, muzyki. Chce ci się pić ?? Bam! Jedno piwko, bam! Drugie, bam! Trzecie, bam!… Nie ma juz piwa?? „No to wino poprosze…” (dzieki Mikolaj za podpowidz taktyki, para 2 niemcow ja ostro wykorzystywała, osobiscie skorzystałem tylko z soczku). Przespalbys się, bam fotele odchylaja sie tak że nie miażdżą nóg osobie za toba. Pozatym na bierzaco na mapie satelitarnej pokazana predkosc, traca, wysokosc, teperatura. Jedznie bylo smaczne i nie zaszkodzilo. Ogolnie same plusy, a wycia silnikow nie było słychać.
Tak sobie porównuje to do polskiego LOTu i myślę, że latając ” naszym” ATRm trzeba jednak uwierzyć w nieśmiertelność.